Zdobyć sportowy szczyt to duży wyczyn. Utrzymać się na nim przez wiele lat to jeszcze większe osiągnięcie. A tym właśnie może się pochwalić Ewa Pawlikowska z Nowego Targu.
To przykład sportsmenki, która od wielu lat utrzymuje się w europejskiej i światowej czołówce. Jest prawdziwą mistrzynią w swojej specjalności - karate kyokushin.
"Srebro" w Tokio
Przed tygodniem Ewa Pawlikowska sięgnęła po srebrny medal podczas mistrzostw świata w Tokio. Była druga w kategorii lekkiej (do 55 kg). To był już jej piąty finał w piątym starcie w MŚ! Poprzednio triumfowała w 1997 i 1998 roku w Tokio oraz w 2003 roku w Nowym Jorku, a także była druga w 2001 roku w Osace. Taką serią nie może się pochwalić żadna inna zawodniczka w kumite (walka) w kyokushin. A dodajmy, że Pawlikowska ma w swojej kolekcji także m.in. cztery złote medale mistrzostw Europy.
W stolicy Japonii zawodniczka Krakowskiego Klubu Kyokushin Karate i YMCA Kraków stoczyła cztery walki. W pierwszej pokonała Japonkę Yuki Noami, a w drugiej Rosjankę Alesię Korsak. Obie walki trwały tylko po 2 minuty, w obu Polka miała przewagę, nie dając szans rywalkom i pewnie wygrywając.
Lżejsza od rywalki
W półfinale Pawlikowska zmierzyła się z Japonką Natsumi Iwai. Obie rywalki znały się bardzo dobrze, gdyż w ubiegłym roku spotkały się ze sobą aż dwa razy w pokazowych pojedynkach. Najpierw w Tokio, gdzie nowotarżanka była zaproszona na mistrzostwa Japonii juniorów, a potem w Warszawie, gdzie Japonka była gościem na mistrzostwach Europy open. Każda z nich wygrała na własnym terenie. Trzecie starcie było - podobnie jak poprzednie - bardzo zacięte i wyrównane. Trwało w sumie aż 7 minut (3 minuty i dwie dogrywki).
- Miałam wrażenie, że przeważałam. Rywalka bardzo się pchała. Walkę sędziowało aż trzech arbitrów z Japonii i dwóch z innych krajów. To jednak jest normalne podczas zawodów w Japonii - wspomina Pawlikowska. Ponieważ dwie dogrywki nie przyniosły
|
|
rozstrzygnięcia, a obie rywalki rozbiły tę samą liczbę desek (po 7 - rozbijano je tylko pięścią i nogą) o wygranej miała decydować mniejsza waga danej zawodniczki. Polka ważyła 53,5 kg, a Japonka była cięższa o ponad regulaminowe 3 kg, co premiowała tę pierwszą.
Rosjanka była lepsza
W finale Pawlikowska zmierzyła się z także dobrze sobie znaną Rosjanką Jeleną Worobjową, z którą trzy lata temu przegrała w Moskwie w finale Pucharu Rosji, a dwa lata temu wygrała w Nowym Jorku w finale mistrzostw świata. Tym razem zwyciężyła Rosjanka. - Była lepsza. Wygrała bez dogrywki. Ja miałam trudniejszą drogę do finału, byłam porozbijana, bolały mnie ręce i golenie, ona była mniej zmęczona. W półfinale wygrała z Hiszpanką Zurine Eciolazą po zaledwie pół minucie walki - mówi nowotarżanka.
Nasza zawodniczka, choć nie obroniła mistrzowskiego tytułu, ma satysfakcję z kolejnego bardzo udanego występu. - Jestem zadowolona. Porażka w finale nie podłamałam mnie, mam ambicję, by zrewanżować się Rosjance na kolejnych zawodach. Dowiedziałam się, że ona trenowała przez trzy miesiące w Japonii. Mnie na to nie stać. Ile mogę poświęcić czasu na treningi, tyle poświęcam. Przylecieliśmy do Japonii trzy dni przed startem. Nie przestawiliśmy się na zmianę czasu, chciało się nam spać - zaznacza Pawlikowska.
Przysięga po japońsku
Przed zawodami czekał nowotarżankę wyjątkowy zaszczyt. Jako najbardziej utytułowana zawodniczka w historii kyokushin została wytypowana do złożenia przysięgi w imieniu wszystkich startujących. Miała tremę, gdy stanęła przed wszystkimi zawodnikami i zawodniczkami oraz prezydentem Międzynarodowej Organizacji Kyokushin, kancho Shokei Matsui, następcy legendarnego sosai Masutatsu Oyamy, i miała w języku japońskim powiedzieć tekst kilkuzdaniowej przysięgi, ale świetnie sobie poradziła. - Uczyłam się jej niezbyt długo. Najpierw uczyłam się pojedynczych słów, potem całych zdań. Trema była, ale jakoś mi poszło. Nie musiałam sobie robić żadnej ściągi, na przykład na ręce - żartuje Pawlikowska.
Za wicemistrzostwo świata nowotarżanka otrzymała tylko dyplom i małą tabliczkę. Organizatorzy "zapomnieli" o medalach, bo o czymś takim jak premia finansowa karatecy nie mają co marzyć.
|
Y: Verdana">Trenerka, radna...
W tym roku Pawlikowską czekają jeszcze trzy prestiżowe starty - w czerwcu we Wrocławiu dokończone mistrzostwa Polski (przerwane z powodu śmierci Jana Pawła II), we wrześniu w Nowym Jorku mistrzostwa Ameryk, a w październiku w Warnie mistrzostwa Europy. Okazji do pokazania swej klasy jej więc nie zabraknie.
Powrót z Tokio do Nowego Targu to powrót do prozy życia. Mistrzyni karate na co dzień pracuje w administracji piekarni-cukierni, wraz z Franciszkiem Kolasą i Maciejem Sroką prowadzi szkółkę karate "Yokozuna" (ostatnio jej podopieczni zajęli kilka medalowych miejsc w zawodach o puchar prezydenta Skarżyska-Kamiennej), jest też miejską radną. Choć oficjalnie jest zawodniczką krakowskiego klubu, trenuje sama w Nowym Targu, często w ukochanych górach. Nie ma czasu, by dojeżdżać na zajęcia do Krakowa.
Karate sensem życia
Pytana, czym jest dla niej karate, odpowiada: - Warto je uprawiać. Daje ono sens życia, poczucie bezpieczeństwa, wyrabia samodyscyplinę, kształtuje charakter. Podczas treningu mogę się wyżyć. Nie potrafi wytłumaczyć, na czym polega fenomen jej sportowej długowieczności. - Nie ma w tym żadnej tajemnicy. Sama nie wiem, jak to robię, że tyle już lat odnoszę sukcesy. Może to kwestia góralskiego charakteru, uporu... - twierdzi. Może służyć swym młodszym koleżankom i kolegom za przykład do naśladowania, ale nie czuje się wzorem dla innych. - Staram się zawsze zachowywać normalnie. Nie jestem dla nikogo idolem. Gdy ktoś chce mojej rady, zawsze nią służę - podkreśla. Rodzice nigdy nie widzieli jej w akcji, nie mają jednak nic przeciwko temu, by córka uprawiała tak trudny i... niedochodowy sport.
W swoim stylu
Wiceprezes Polskiego Związku Karate i trener reprezentacji, a także szkoleniowiec klubowy nowotarżanki, shihan Andrzej Drewniak chwali występ swej podopiecznej: - Była dobrze przygotowana do mistrzostw. Walczyła jak zwykle w swoim stylu. W finale przegrała z Rosjanką, która była świetne przygotowana. Ekipę rosyjską stać na długie, dwu- lub trzymiesięczne zgrupowania. My mamy trzy zgrupowania po siedem dni. Ewa była na wszystkich obozach i bardzo dobrze pracowała. Worobjowa jest jednak od niej wyższa i silniejsza. Teraz Ewę czeka start w mistrzostwach Europy w kategoriach wagowych w Warnie. Na mistrzostwa kontynentu open w Belgradzie jej nie zabiorę, bo szkoda, by walczyła z większymi od siebie rywalkami.
|