Dwa dalekie wojaże sportowe odbył mieszkający w Krakowie zawodnik karate kyokushin, działacz tej dysypliny i student japonistyki na Uniwersytecie Jagiellońskim w jednej osobie - Andrzej Zacharski. Najpierw gościł w USA, potem w Japonii.
Andrzej Zacharski uchodzący za "prawą rękę" wiceprezesa Polskiego Związku Karate i trenera reprezentacji shihan Andrzeja Drewniaka z Krakowa, mając 19 lat zdał egzamin na I dan (był najmłodszym karateką, który uzyskał taki stopnień mistrzowski). Wykazując duży talent organizatorski nie ukrywał sportowych ambicji. W czerwcu w Nowym Jorku startował w mistrzostwach Ameryk, zajmując w kata wysokie, piąte miejsce. Potem udał się do Chicago, a stamtąd do rodziny do Los Angeles, gdzie miał okazję trenować w dwóch klubach.
W Los Angeles spotkał mistrza świata w kategorii open z 1995 roku z Tokio, dziś 38-letniego Kenji Yamaki. - Nie startuje on już w zwodach, trenuje tylko dla siebie. Próbuje robić karierę filmową w Hollywood, ma za sobą udział w filmie ze sławnym aktorem kina akcji Dolphem Lundgrenem. Ciekawe, że Japończycy nie wiedzą, gdzie obecnie przebywa ich wielki mistrz. On sam nie chce zdradzić swego miejsca pobytu - opowiada Zacharski.
Student japonistyki marzył o wyjeździe do Kraju Kwitnącej Wiśni. |
mso-ansi-language: PL"> Nieoczekiwanie jego sny spełniły się bardzo szybko. Na zakończenie obozu karatektów w Krakowie, w trakcie rozmowy z jego gościem, Japończykiem Ryu Narushimą, wspomniał mu, że czeka go ważny egzamin z praktycznej nauki języka japońskiego. Narushima zaproponował mu szlifowanie języka w Japonii, gdzie mógłby też trenować. Od słowa do słowa i doszło do konkretów.
Narushima walczył w kategorii lekkiej. Był półfinalistą MŚ w 1997 roku, mistrzem Japonii 2 lata później (w tym samym roku był też ósmy w MŚ open, choć ważył tylko 68 kg, najmniej ze wszystkich finalistów). Nazywano go "artystą nokautów". Nakręcono o nim film, w którym prezentuje swoje techniki. Jego ruchy wykorzystano do gry komputerowej.
Zacharski poleciał do Tokio, gdzie zamieszkał w klubie karate Nishitama dojo. Pani, która sfinansowała budowę klubu, traktowała go - po tragicznej śmierci syna - niemal jak członka rodziny. Jako nauczycielka języka japońskiego udzielała mu lekcji, na których tak mu zelażało. - Planowałem znaleźć szkołę językową, ale mieszkałem bardzo daleko od centrum Tokio. Pani Kurosawa uczyła mnie po trzy godziny dziennie. Wiele się nauczyłem przy niej. Niedawno zdałem egzamin na UJ - mówi.
W Krakowie trenował 3 razy w tygodniu, a w Tokio 2 lub 3 razy dziennie! - Nie byłem przyz
|
|
wyczajony do takiej liczby zajęć, ale musiałem sobie dać radę. Narushima nie odpuszczał mi. Kiedyś podczas walk w klubie skręciłem kostkę w nodze. Od razu wiedziałem, że to poważna sprawa i chciałem włożyć nogę do zimnej wody, ale Narushima powiedział: - Walcz, nic się nie stało. Po walkach mówił, że karateka nidgy się nie poddaje. Nie ważne, że coś boli, nigdy nie można tego okazywać. Bo tak jest na zawodach. Po tych walkach miałem spuchniętą nogę i przez trzy dni ćwiczyłem tylko techniki ręczne - wspomina.
Zacharski pomagał Narushimie w prowadzeniu zajęć z dziećmi, a dwa razy sam prowadził trening. - To było po dwóch tygodniach pobytu w Tokio, gdy nauczyłem się już wiele słów. Poprowadziłem trening "po polsku", w sposób bardziej urozmaicony niż robią to Japończycy, którzy na przykład rozgrzewają się na stojąco. Bardzo im się on spodobał - pochwalił się. Wraz z Narushimą był też w Honbu dojo, czyli głównej kwaterze organizacyjnej i centrum treningowym karate kyokushin na świecie. Czasu na zwiedzanie nie miał zbyt wiele. Zaliczył jednak wizytę na grobie legandarnego Masutatsu Oyamy i w paru świątyniach, przeżył nawet... tajfun.
|