Artykuł ukazał się w dzienniku „Sport” nr 109 (12460) 11 maja 2006 r.
Czy można było zapobiec zbrodni? * Morderca 9-letniego Sebastiana nie był instruktorem karate, lecz samozwańczym „nauczycielem” brutalnej sztuki walki.
BEZ KONTROLI
Wiele wskazuje na to, że okrutna zbrodnia dokonana w Boguszowie-Gorcach k. Wałbrzycha przez 34-letniego Dariusz K. na 9-letnim Sebastianie miała podłoże rytualne. Przypomnijmy, że Daniel K., prowadzący w tamtejszym Centrum Kultury zajęcia w niezwykle brutalnej filipińskiej sztuce walki o nazwie kombat kalaki w ubiegły piątek zwabił chłopca do lasu. Obwiązał go sznurem, zawiesił głową w dół na grubym konarze i poderżnął 9-latkowi gardło. Następnego dnia był już w rękach policji, wskazał miejsce w lesie, w którym ukrył zwłoki dziecka i przyznał się do morderstwa. Jako motyw uprowadzenia podał chęć wymuszenia okupu na rodzicach Sebastiana – 50 tys. zł. Jak poinformowała policja, mężczyzna składając zeznania nie okazywał poczucia winy. Był zupełnie spokojny. O tym, że nosi przy sobie 30-centymentrowy nóż wielu mieszkańców Boguszowa wiedziało od dawna. Sądzili jednak, że Daniel K. posługuje się nim wyłącznie podczas wypraw na ryby.
Pełna dowolność
Obecnie trudno cokolwiek wyrokować. 34-letni zwyrodnialec zostanie przebadany psychiatrycznie. Pewne jest tylko, że z Sebastianem łączyły go więzy szczególne, chłopiec był w niego wpatrzony. W tym przypadku nie jest to nic szczególnego. Takie relacje często zachodzą pomiędzy dziećmi trenującymi dalekowschodnie sztuki walki a ich instruktorami. - Ta tragedia to kolejny dowód na to, że rodzice powinni zwracać baczną uwagę, komu powierzają swoje pociechy – mówi Andrzej Drewniak, wiceprezes Polskiego Związku Karate. – Być może Sebastian żyłby dzisiaj, gdyby w Polsce do prowadzenia treningów, a co za tym idzie do kontaktów z dziećmi i młodzieżą nie dopuszczano takich ludzi jak Daniel K. Ostatnimi czasy dalekowschodnie sztuki i sporty walki nie cieszą się w Polsce dobrą opinią. W grudniu 2005 r. 22-letni zawodnik poniósł śmierć na miejscu po otrzymaniu ciosu na „dzikich” zawodach taekwondo w Łodzi (Polski Związek Taekwon-do ITF, Polski Związek Taekwondo WTF oraz Polska Unia Taekwondo odcięły się od organizatorów łódzkiej imprezy). Parę lat wcześniej doszło do mniej tragicznego wypadku podczas nielegalnie zorganizowanych MP w Koninie. W sekcjach prowadzonych „na dziko”, ale – co istotne - zgodnie z prawem, dochodzi do mniej spektakularnych wypadków. Wszystko dlatego, że w sportach i sztukach walki w Polsce panuje wolnoamerykanka.
Wystarczył czarny pas...
- Daniel K. nie był instruktorem kombat kalaki – przyznaje Olga Haak, dyrektor Centrum Kultury w Boguszowie Gorcach. – Ot co, ośmioosobowa grupa skrzyknęła się i ćwiczyła kombat kalaki, wybierając Daniela na swojego przywódcę. Sebastian był jego najmłodszym podopiecznym. Nic nadzwyczajnego w tym nie było. Spotykają się u nas także zespoły muzyczne i pingpongiści. Nie sprawdzałam, czy mężczyzna ma jakieś uprawnienia. Przecież nie musiałam tego robić. Wszyscy w naszej miejscowości wiedzieli, że Daniel posiada czarny pas. Takie podejście do rzeczy eksperci w sztukach walki uważają za karygodne zaniedbanie. Mówią, że sztuki te to nie zajęcia ping-ponga, tańca towarzyskiego czy gry na gitarze. Fakt, że ktoś ma czarny pas gwarancji bezpieczeństwa nie daje. Andrzej Drewniak ma żal do dziennikarzy, że nie sprawdzili, kim w istocie jest Daniel K. W mediach określono go jako „karatekę”. Skutek tego był taki, że w klubach karate rozdzwoniły się telefony zaniepokojonych rodziców. Wielu z nich zadeklarowało, że zabronią swoim pociechom uczęszczać na treningi. „Jesteście zwyrodnialcami. U was zajęcia z młodzieżą prowadzą sekciarze i mordercy!” – zdarzało się usłyszeć trenerom i instruktorom tej sztuki walki. O tym, że w mediach błędnie określono Daniela K. jako „karatekę” mówił nam także nadkom. Jerzy Rzymek, rzecznik wałbrzyskiej policji. - To przeinaczenie zaczerpnięte z wypowiedzi matki Sebastiana jest ogromnie krzywdzące dla osób trenujących karate. Wysyłam sprostowania do wszystkich dziennikarzy zajmujących się sprawą tego morderstwa.
Jak zapobiec?
Zarządy związków sportowych zrzeszających kluby zajmujące się sportami i sztukami walki od lat postulują stworzenie rozwiązań systemowych mogących weryfikować osoby prowadzące szkolenie w tych dyscyplinach. Są zdania, że uprawianie szczególnie niebezpiecznych systemów bojowych np. kombat kaliaki, które ćwiczył morderca 9-letniego Sebastiana, albo izraelskej kravmagi powinno być zabronione. Tymczasem na wielu stronach internetowych można napotkać zdjęcia „instruktorów”, którzy chwalą się publicznie, że z precyzją potrafią zadawać kopnięcie w krtań. Żadnych organów państwowych to nie interesuje. - Doszło do absurdu: zajęcia w sztukach walki może prowadzić każdy kto ma na to ochotę – twierdzi Andrzej Drewniak. – Wiedza trenerska czy instruktorska są bez znaczenia. Źle pojęta demokracja i brak przepisów zezwalają też na nauczanie w naszym kraju dowolnej morderczej sztuki walki. Próby uregulowania tych spraw przez Polski Związek Karate spotykały się dotychczas ze złą reakcją odpowiednich urzędników. Tymczasem jedynym skutecznym antidotum na problemy byłoby powołanie federacji sportów i sztuk walki, która weryfikowała osoby prowadzące zajęcia we wszystkich rodzajach sztuk walki. To wyeliminowałoby z naszego środowiska przeróżnych cwaniaków, oszustów i zwyrodnialców.
|