Dziś na długie pół roku żegna się z rodziną 21-letni Andrzej Zacharski. Katowiczanin z urodzenia, krakowiak z zamieszkania i orientalista z wyboru udaje się do dalekiej Japonii. Jego celem jest nauka języka japońskiego i kyokushin - odmiany karate, którą trenuje od dzieciństwa. Po powrocie będzie prawdopodobnie jedynym człowiekiem łączącym obie kultury w tych dwóch dziedzinach na odpowiednim poziomie. Wielkie nadzieje wiąże z nim shihan (mistrz) Andrzej Drewniak, łączący funkcje wiceprezesa Polskiego Związku Karate, prezesa Polskiej Organizacji Kyokushin Karate oraz sekretarza generalnego Europejskiej OKK. Drewniak, który jest alfą i omegą polskich karateków, jakiś czas temu zrobił go swoim asystentem. Był idealnym kandydatem: trenuje karate, perfekcyjnie włada językiem angielskim, interesuje się informatyką i japonistyką. Cenne są szczególnie te dwie ostatnie cechy. Zacharski tworzy strony internetowe polskiej i europejskiej Drewniak, łączący funkcje wiceprezesa Polskiego Związku Karate, prezesa Polskiej Organizacji. Jeśli chodzi o język, to zdaje się spełniać prywatne marzenia Drewniaka, który nigdy nie posiadł tej umiejętności w stopniu, jaki by go zadowalał.
- Tym do czego dążę w życiu jest połączenie umiejętności sportowych ze znajomością języka i kultury japońskiej. Z naszego punktu widzenia jest to bardzo cenne. Moim marzeniem jest praca na rzecz rozwoju szkoły kyokushin w Polsce - wyjaśnia Zacharski. Zacharski nie ma łatwego zadania. Pierwszy szlak do Japonii przecierał Andrzej Drewniak, który był ta
|
|
m na rocznym stypendium. Rzecz działa się jednak jakieś 25 lat temu. Później w ojczyźnie karate było jeszcze dwóch instruktorów na 3-miesięcznych stażach.
Zacharski ma już za sobą dwa wyjazdy do Japonii. - W 2001 roku polecieliśmy na mistrzostwa świata do Osaki. Oczywiście nie pojechałem tam jako zawodnik. Shihan Drewniak wziął mnie tam w roli asystenta. Rok później podczas Europejskiego Obozu Karate Kyokushin w Krakowie tłumaczyłem japońskiego mistrza Ryu Narushimę. Jeszcze tego samego lata pojechałem na miesięczny staż do szkoły Narushimy w Tokio. -
Nishitama Dojo, gdzie przebywał Polak, mieści się na peryferiach Tokio. - W jednym miejscu mogłem mieszkać i trenować. Japońskiego uczyła mnie prywatnie pani Kurosawa, która sfinansowała budowę tej szkoły. Poza treningami i nauką nie miałem zbyt wiele czasu, ale zdążyłem odwiedzić kilka miejsc ważnych dla każdego karateki. Szczególne wrażenie wywarła na mnie wizyta na górze Mitsumine, gdzie legendarny Masutatsu Oyama spędził w odosobnieniu 1,5 roku. Ponoć Oyama ogolił sobie jedną brew, by nie ulec pokusie zejścia do ludzi. Byłem także na jego grobie oraz w Honbu Dojo, kwaterze głównej Światowej Organizacji Karate Kyokushin.
Właśnie tam Zacharski ma zamiar trenować karate przez kolejne pół roku. Sęk w tym, że Honbu Dojo znajduje się w centrum Tokio, a to jest chyba najdroższe miejsce na Ziemi. - Jeszcze nie mam gdzie spać, ale nie odpuszczę szkoły Honbu. Teraz to dla mnie najważniejsza rzecz. Mam już także zapewnio
|
|
ne miejsce w szkole językowej - mówi Zacharski, który jest studentem japonistyki na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Egzamin wstępny zdał za drugim podejściem. Po pierwszej nieudanej próbie rozpoczął studia w katowickiej filii Politechniki Śląskiej. Teraz usiłuje kontynuować naukę na obu kierunkach. To nie jest łatwe, ale przecież wytrwałości nauczyło go karate. - Najtrudniej jest przetrwać pierwsze dwa lata - wspomina Zacharski, który treningi rozpoczął jako 13-latek. - Dopiero później żmudna praca zaczyna przynosić satysfakcję. Człowiek zaczyna dostrzegać jak ważne było to, co dawniej uważał za bezsensowne. Dwa lata temu Zacharski został najmłodszym karateką w Polsce ze stopniem mistrzowskim (1 dan). Przez jakiś czas prowadził samodzielnie zajęcia z dziećmi w Siemianowicach. Jeżeli startuje w zawodach to tylko w konkurencji kata (prezentacja form bez udziału przeciwnika). Miesiąc temu został brązowym medalistą mistrzostw Polski juniorów w tej specjalności. W czerwcu tego roku zajął 5. miejsce w mistrzostwach obu Ameryk w Nowym Jorku, na które pojechał z reprezentacją Polski na własny koszt. W 2001 roku zdobył w Nowym Sączu tytuł mistrza Polski południowej. - Na kumite (walkę pełno kontaktową - przyp. aut.) przyjdzie czas. Walcząc już teraz mógłbym utrwalać błędy, które wciąż popełniam. Przede mną jeszcze sporo nauki u najlepszych japońskich mistrzów. Do trzydziestki, kiedy w tej dyscyplinie osiąga się szczyt swoich możliwości, trochę mi jeszcze zostało -
|